11 sierpień 2023

Biolog o zrzucaniu winy za katastrofę odrzańską na kopalnie: "To sprawa nie przyrody, a polityki"

- Od ponad 200 lat środowisko Odry kreowane jest w oparciu o wody pochodzenia górniczego. Gdybyśmy nagle zatrzymali ich dostęp, spotkalibyśmy się najprawdopodobniej z katastrofą ekologiczną może o skali znacznie większej niż ta, która spotkała nas w ubiegłym roku – mówi w rozmowie opublikowanej w piątek (11 sierpnia 2023 r.) na łamach „Dziennika Zachodniego” biolog dr Waldemar Szendera.

Pytany w wywiadzie o przyczyny katastrofy ekologicznej na Odrze ekspert w zakresie ochrony przyrody i ekosystemów podkreślił, że do tej pory nie ustalono jednoznacznie przyczyny śnięcia ryb w rzece latem zeszłego roku, a media zajmują się ferowaniem wyroków w dowolny sposób.

- To już sprawa nie przyrody, a polityki – skomentował oskarżenia aktywistów ekologicznych, zrzucających winę na górnictwo. Zrozumienie przyczyn śnięcia ryb w Odrze wymaga badań a wnioski nie są wcale tak proste, jak by się zdawało.

Ryby giną naturalnie od tzw. przyduchy w rzekach
Dr Waldemar Szendera zwrócił uwagę, że przyczyną tegorocznego śnięcia ryb, które napłynęły Odrą do Polski z terytorium Czech, było naturalne zjawisko znane jako „przyducha”, któremu trudno zapobiec w wodach płynących.

- Przebieg pogodowy był tak niekorzystny, że z jednej strony było mało wody, z drugiej strony mieliśmy czas przedburzowy, który charakteryzuje się nagłym spadkiem ciśnienia, wzrostem wilgotności, dość wysoką temperaturą. To spowodowało ubytek dostępnego tlenu. Tlen był w wodzie w ilości ok. 5 proc., ale akurat w takich warunkach organizmy wodne nie potrafią go przyswoić. To jest główna przyczyna śnięcia ryb w takich okolicznościach – wyjaśnił dodając, że mechanizm zeszłorocznej katastrofy odrzańskiej również mógł być naturalny.

Nie ustalono dotąd przyczyn katastrofy z 2022 r.
Katastrofę ekologiczną na Odrze z lata 2022 r. bada wiele instytutów i ośrodków, ale do tej pory nie doczekaliśmy się żadnego oficjalnego stanowiska ani środowisk naukowych, ani Ministerstwa Klimatu i Środowiska, ani Wód Polskich, ani Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, które oficjalnie rozwiązywałoby sprawę.

- W związku z tym musimy przyjąć, że to zjawisko było na tyle skomplikowane, jeżeli chodzi o jego pochodzenie i źródło, że nie jesteśmy w stanie w sposób jednoznaczny powiedzieć, czy faktycznie nastąpiło to, co w Czechach, czyli przyducha na wielką skalę w Odrze i jej dopływach, czy były to jakieś inne zjawiska, które mogły wystąpić w tym środowisku wodnym, spowodowane różnymi czynnikami, w tym antropogenicznymi. Nie potrafimy tego w sposób jasny i ostateczny powiedzieć – ocenia dr Waldemar Szendera, który ostrożnie odnosi się także do popularnej tezy, że przyczyną śnięcia ryb był zakwit złotych alg.

Kopalnie jak chłopiec do bicia
Dlaczego na celowniku organizacji proekologicznych znalazły się polskie kopalnie węgla kamiennego na Śląsku?

- Tu wkraczamy w bardzo niebezpieczną dla naukowca przestrzeń, która jest trudna do oceny. Ja z mojej strony mogę powiedzieć tylko tyle, że pewna otoczka polityczna wokół funkcjonowania górnictwa węgla kamiennego w Polsce pogorszyła się dość znacznie jakieś 15-20 lat temu. To wtedy rozpoczęła się retoryka zmierzająca do zaniechania funkcjonowania górnictwa. Ta retoryka z mniejszym bądź większym nasileniem trwa nadal. I jeżeli pojawi się jakakolwiek możliwość zaatakowania kopalń, to się ją wykorzystuje. W związku z tym, że kopalnie rzeczywiście mają problem z odprowadzaniem słonych wód dołowych i bywa ono kłopotem nie tylko w Polsce, ale tam gdzie górnictwo węgla kamiennego istnieje w oparciu o suchą eksploatację złóż. Musimy zdawać sobie sprawę, że skoro nadarzyła się okazja, pojawiły się złote algi, wiemy, że kopalnie miały na to wpływ, ale nie wiemy, jaki, wykorzystuje się ten mechanizm nacisku. Organizacje pozarządowe - przy całym szacunku do ich pozytywnej roli - bardzo często są narzędziem politycznym. Tutaj takie zjawisko wykraczające poza zakres zwykłej przyrody właśnie miało miejsce – mówi dr Waldemar Szendera.

Górnictwo kształtuje Odrę od ponad 200 lat
Biolog rozwija w rozmowie na łamach „Dziennika Zachodniego” wątek górniczy, argumentując, że dopływ słonych wód ma istotne znaczenie dla utrzymania ukształtowanych przez dwa wieki łańcuchów pokarmowych w Odrze. W naszej części Europy na zlewnię rzeki Odry już od XVIII w. wpływają trzy duże zagłębia węglowe, a już na początku XIX w. podpisano w Bohuminie międzynarodowe traktaty ustalające m.in. zasady odprowadzania do Odry wód kopalnianych z obu stron ówczesnej granicy prusko-austriackiej.

- Od ponad dwustu lat kreowane jest środowisko Odry w oparciu o te wody. Myślę - zresztą nie jest to tylko moja myśl, ale również naukowców z Olsztyna, czy innych instytutów - że gdybyśmy nagle zatrzymali dostęp wód dołowych, w tym wód słonych do Odry, spotkalibyśmy się najprawdopodobniej z katastrofą ekologiczną. Może o skali znacznie większej niż ta, która spotkała nas w ubiegłym roku. Życie Odry oparte jest już w tej chwili o pewne uregulowane ciągi troficzne, łańcuchy pokarmowe, dla których funkcjonowanie tej rzeki z lekko zasoloną wodą jest niezbędne. Występuje u nas kiełż zdrojowy, a nawet kiełż atlantycki, który jest elementem jadłospisu dla wielu gatunków ryb, powoduje, że ryby mają odpowiedni zasób pokarmowy. Była mowa o algach. Jeżeli chodzi o glony, pierwotniaki i inne organizmy jednokomórkowe stanowią pokarm z kolei dla kiełży, czy innych mięczaków, skorupiaków, stawonogów rzecznych. W momencie gdybyśmy zmienili te warunki, najprawdopodobniej kilka takich łańcuchów pokarmowych uległoby dramatycznemu przerwaniu – tłumaczy dr Waldemar Szendera.

Jeśli "wiemy", to po co badać?
- Trudno jest wyrokować, czy to górnictwo ma aż taki gigantyczny negatywny wpływ na rzekę. Czy czasem nie możemy rozumieć tej sytuacji jako bardzo złożonej, wymagającej bardzo precyzyjnych badań, których tak naprawdę nikt nie prowadzi. Bo skoro „wiemy”, ustami organizacji pozarządowych, że kopalnie szkodą, to po co badać? Sytuacja jest nieprecyzyjna. Wydaje mi się, że rządzący w Polsce i Unii Europejskiej powinni posłuchać głosu naukowców i fachowców zajmujących się rzekami, żebyśmy mogli w sposób spokojny sytuację zbadać i wydać wyrok. Badań nie wykonuje się w ciągu roku. Można tylko co najwyżej pobrać próbki. A jeżeli chodzi o wyrokowanie, potrzebujemy czasu znacznie dłuższego, by tego typu wyniki badań były wiarygodne – przestrzega ekspert.

Brak żeglugi i rdestowiec japoński - mało znane zagrożenia
Dr Waldemar Szendera podkreśla, że w cieniu nagłaśnianych medialnie sensacji Odra boryka się z zagrożeniami, które są mało znane, za to stwarzają poważne ryzyko.

- Na Odrze mianowicie brakuje żeglugi, nawet tej turystycznej. Mieliśmy żeglugę na Odrze i żadna większa katastrofa się nie wydarzyła. Okazuje się, że ruch pojazdów wodnych w jakiś sposób również tej rzece - tak bardzo zmienionej - służy. Musimy mieć na uwadze to, że Odra nie jest rzeką naturalną. W zasadzie od Mosznowa koło Ostrawy Odra płynie w sztucznych warunkach swojego koryta. Nawet to, czym się zachwycamy - meander Odry na granicy polsko-czeskiej jest bardzo trudnym miejscem ze względów przyrodniczych. To miejsce jest zarośnięte gatunkiem inwazyjnym i jeśli nie podejmie się tam jakichkolwiek działań, żeby uregulować sprawę rdestowca japońskiego, to z mojego punktu widzenia dojdzie do o wiele większej katastrofy niż ta, która miała miejsce przed rokiem – podkreśla biolog.