24 sierpień 2023

Pracownicy PGG S.A. pomagają innym - Reportaż Magazynu PGG o pracowniku oddziału szybowego, który po pracy pomaga wykluczonym społecznie osobom wrócić do normalności

Pracownik oddziału szybowego KWK Staszic-Wujek Krzysztof Frankowski, a po pracy założyciel i prezes fundacji, pomógł już wielu tysiącom osób; bezdomnym, uzależnionym czy byłym więźniom. – W kopalni pracuję głównie na nocki, a w dzień nie odsypiam, bo jest tyle do zrobienia. Czasami, gdy wracam z pracy, mówię: „Boże czego ty ode mnie chcesz, to nie jest normalne przecież”. Ale to nie jest żal czy pretensja, godzę się z tym. Bo ja wcześniej byłem ogromnym leniem – wyjaśnia Krzysztof Frankowski.

BEZDOMNOŚĆ 

- Bezdomność. Kobieta na klatce była nauczona karmić kota podwórkowego. Ten kot gdzieś tam biegoł, a ja tam stoł, z papierosem, głodny. Ona dała kawałek kurczaka na talerzyku i woła „ci-ci-ci-ci -ci”. Kiedy ona poszła, jo się do tego kurczaka zbliżył, ale ten kot tyż. Tylko, że jo to wzioł szybciej. Jak ten kot na mnie spojrzał… Do końca życia nie zapomnę… Bezdomność to walka. Chodzi o przetrwanie. Ale jak długo przetrwasz jak ciągle ładujesz – mówi Adam. Tłumaczy, że w bezdomność wpędził go alkohol. I nikomu nie udało się go z tej bezdomności wyrwać. Dopiero Krzysztof dał radę.

Krzysztof Frankowski, wysoki mężczyzna, ubrany w niebieską bluzę i dżinsy. Na krok nie odstępuje go mały kundelek. Od ponad 10 lat pracownik kopalni Staszic-Wujek. Zanim jednak wrócił do pracy, zmienił swoje życie i zaczął pomagać ludziom wykluczonym społecznie; bezdomnym, byłym więźniom, uzależnionym od alkoholu czy narkotyków. Bo jak tłumaczy wie jak im pomóc, bo sam kiedyś miał problemy, sam kiedyś był bezdomny i bliski śmierci. - Osobiste przeżycia skłoniły mnie do tego, by pomagać innym – tłumaczy. Na swojej drodze spotkał listonosza – Ireneusza Furmaniaka. - Nie miałem takich przeżyć jak Krzysztof, ale coś mi w sercu grało, by innym pomagać i zrodziła się wspólna myśl by założyć Fundację – opisuje Irek. Szybko dołączyły do nich kolejne osoby i tak wiosną 2014 roku powstała „Chrześcijańska Fundacja Wiara Nadzieja Miłość”.Gdy założyliśmy Fundację, zaczęły się dziać cuda, a świat zmówił się by nam pomóc – uważa Krzysztof.

O DWÓCH TAKICH CO GRZEBALI W HASIOKACH

- W tym co robimy, nie ma przypadków i jedno się z drugim łączy – mówi Krzysztof. – Ja kupiłem ogródek, nie wiem po co kupiłem, ale jak się okazało to szybko się przydał– komentuje Ireneusz. Tłumaczy, że były dwa przełomowe momenty. Jeden, gdy zaczął przyjmować u siebie w mieszkaniu potrzebujących; chorych, bezdomnych, na wózkach inwalidzkich, z problemami. Szybko się rozniosło, że im pomaga i przybywało coraz więcej osób. -Pensję miałem jedną na kopalni i zaczęło brakować mi wypłaty na nich wszystkich, na jedzenie, opłaty i lekarstwa – mówi Krzysztof. W tym czasie był drugi przełomowy moment. Razem z Irkiem postanowili remontować osobom wykluczonym mieszkania. Zaczęło się od remontu lokalu u Krysi i zbieraniu funduszy na farby.

- Ściany tam były takie czarne jak smoła, bo to w zasadzie melina była. Poprosiliśmy w jednym ze sklepów o farby na remont i usłyszeliśmy: „A co z hasioków mam Wam przynieść”. I tak wpadliśmy na pomysł, że to my z hasioków weźmiemy. Zaczęliśmy zbierać puszki i makulaturę. Chcieliśmy poczuć smak tego jak ci ludzie żyją i co czują , jak chodzą po śmietnikach żebrząc, bo chcieliśmy jeszcze lepiej ich zrozumieć i zbieraliśmy tony makulatury, złomu po nocach i do tego właśnie był ogródek potrzebny, bo tam to składowaliśmy - wyjaśnia Krzysztof.

- A Krysia przez ten cały nasz remont przestała palić i pić. Kupiła sobie pralkę. Zmieniła całe swoje życie po spotkaniu z nami. Krysia była pierwszą osobą, której pomogliśmy na taką skalę. Sąsiedzi nie mogli uwierzyć i pytali nas co my za firma jesteśmy. A my na to, że "my jesteśmy firma Argo co za darmo targo" – śmieje się Irek.

MISJA

Dzięki wsparciu darczyńców, pomocy miasta i części radnych fundacja dysponuje kilkunastoma lokalami (z zasobów Miasta Chorzów i wynajętymi prywatnie). Są to tak zwane mieszkania readaptacyjne, które wyremontowali podopieczni i członkowie fundacji. W pełni urządzone, czyste i schludne. Mieszka w nich około 40 osób, także matki z dziećmi, które nie mają się gdzie podziać. Do tego są dwie świetlice środowiskowe – w Chorzowie i Świętochłowicach. Dzięki pomocy Krzysztofa i przedstawicieli Fundacji, pomocy materialnej, duchowej, podopieczni Fundacji odzyskują poczucie bezpieczeństwa, swoją godność i udaje się przywrócić ich do społeczeństwa. Fundacja pomaga im także w załatwieniu pracy, w sprawach urzędowych, współpracuje z MOPS, Zespołami Kuratorskiej Służby Sądowej, Komornikami, z poradniami psychologicznymi i psychiatrycznymi czy ośrodkami szkoleniowymi. Krzysztof i Irek tłumaczą, że każdy kto zwróci się do nich o pomoc, to pomoc otrzyma, a jej zakres uzależniony jest od jej potrzeb indywidualnych danej osoby.
W ciągu kilkunastu lat pomocy oraz 9 lat działalności przez Fundację przewinęło się około 20 tysięcy osób nie tylko z Chorzowa, miast ościennych, ale i z całej Polski, a nawet z Europy. Był już podopieczny z Hiszpanii, był też z Holandii.

PODOPIECZNI

Osoby, którym udało się pomóc przezwyciężyć trudności, najczęściej zostają z fundacją na stałe. Często pomagają w remontach, w wielu przypadkach są to bardzo dobrzy fachowcy. Tak jak Tadeusz, który ma ponad dwadzieścia lat doświadczenia w branży budowalnej, teraz zainteresował się branżą meblarską. - W Fundacji pomagam od niedawna. Tutaj jest fajna atmosfera, bardzo mi się tu podoba, jestem tu drugi raz, mamy spotkania i to mi pomaga. I ja pomagam fundacji na tyle ile mogę – wyjaśnia malując elewację podwórza budynku przy którym mieści się Świetlica Środowiskowa. Pomaga mu nowo przyjęty Ireneusz – Dzisiaj jestem pierwszy dzień, właśnie rozmawiałem z Krzyśkiem. To super, że pomagają, dają dach nad głową, dostałem też pracę. Mam nadzieję, że odłożę parę złotych i coś wynajmę, jestem z Łodzi. Rozstałem się z kobietą i zostałem na ulicy, nie chciałem takiego życia i nie wyobrażałem sobie tego, że będę pić na ulicy – mówi. Razem z nimi ścianę budynku maluje drugi Tadek, który ponownie poprosił o pomoc Krzysztofa. – Wcześniej wytrwałem pewien okres i był kryzys. Wróciłem i dostałem kolejną szansę. Są też inne miejsca, takie jak noclegownie, ale tu jest inaczej, tu jest inna atmosfera. Mogę powiedzieć, że fundacja uratowała mi życie. Byłem już w takim stanie, a tu wychodzę na prostą- podkreśla Tadek.

- Tutaj żyjemy w trzeźwości. Zdarza się, że nieraz na przykład panowie pójdą w cug. Wszystko zależy od zaangażowania, ale nieraz przy narkotykach, wysyłamy do specjalistycznych ośrodków na leczenie, bo nie zawsze dajemy radę. Jednak wszystkim, którzy wracają do nas i proszą o kolejną szansę, staramy się pomóc – mówi Krzysztof.

WYRWANI ŚMIERCI

Adam, który był jednym z pierwszych podopiecznych Krzysztofa, mówi, że był już w stanie krytycznym, gdy trafił do niego. – Pewnie bym się zapił, zwłaszcza, że używałem do picia niekonwencjonalnych środków spożywczych. I kiedyś wylozłech z ajnfartu (bramy), bo zabrakło mi złotówki do picia i kolega mnie spotkał, powiedział ,że wie kto mi pomoże. Jo cały czas myśloł, że będzie impreza. A tu przede mną wysoki facet stanął i mówi, że trzeba mnie okompać, ubrać, ogolić , ostrzyc. Naszykował kanapki na stole, żebych sie pojodł, oczywiście jedzenie człowiek jodł, ale chciołech co innego. Wtedy spytał czy chca zmienić swoje życie. No i coś wtedy we mnie tak weszło i ja powiedział – chca. Zacząłech się modlić, poznawać innych, pracować, liście grabić w zieleni miejskiej i wracać na właściwie tory, w modlitwie z Bogiem. Bez tego ani rusz. Zaczął żech brać za siebie odpowiedzialność, płacić alimenty, interesować się własnymi sprawami, odzyskałem nawet prawo jazdy. Kiedyś jakby mi powiedzieli, że będę jeszcze miał mieszkanie, dom , rodzina, to bym go do wariatkowa odesłał, bo ja naprawdę wyglądał na człowieka, którego już nie ma. Wielu kolegów z którymi piłem już nie ma- opisuje Adam.

NAJWAŻNIEJSZE - KOCHAĆ LUDZI

Zofia do fundacji trafiła z mężem w sierpniu zeszłego roku. W marcu tego roku odeszli na swoje. - Fundacja pomogła nam stanąć na nogi, mieliśmy problem rodzinny. Wcześniej nigdy nie spotykałam ludzi tak podających rękę i jednocześnie niepytających się o pieniądze – podkreśla kobieta,
- Kiedyś przyszedł do mnie po wyjściu z więzienia morderca, żebym mu pomógł. Wiedziałem za co siedział, wiedziałem, że z zimną krwią zabił. Spałem w tym samym pomieszczeniu i trochę bałem się zasnąć. W końcu sobie pomyślałem, niech się dzieje co chce, Boże ufam Tobie i rano się na szczęście obudziłem. Większość z nich miała barwną przeszłość i przynajmniej 2 razy nas okradli. Ale trzeba zaufać i uwierzyć w nich. I wie Pani co? Przeważnie jak wracam z pracy to mieszkanie mam na tip-top posprzątane, w garnku się gotuje, miłe słowo jest – czego chcieć więcej? Tak naprawdę tym ludziom brakowało ludzkiej życzliwości i miłości. A przecież to stare chłopy, kryminaliści i każdego trzeba nieraz pocałować, przytulić jak dziecko. Najważniejsze jest kochać ludzi – mówi Krzysztof.

Fundacja przyjmuje wszelką pomoc. Przydają się środki czystości, żywność, ręczniki, pościel, koce oraz datki. Wszelkie informacje można znaleźć na stronach fundacji KLIKNIJ

tekst i fot. PGG S.A./ Daria Klimza