Debata o bezpieczeństwie energetyczno-surowcowym na PreCOP 27
- Przy transformacji politykę ambitną powinniśmy zamienić na zrównoważoną. Dzięki powolniejszemu lub ostrożniejszemu podejściu Polska oszczędza dziś na przykład 43 mld zł, które podatnicy czy konsumenci elektryczności musieliby wydać na jej wytworzenie z węgla importowanego zamiast krajowego – mówił Tomasz Rogala, prezes Polskiej Grupy Górniczej S.A. podczas debaty „Dziennika Zachodniego” o bezpieczeństwie energetyczno-surowcowym regionu i kraju, którą zorganizowano w środę 19 października w ramach PreCOP 27 w Katowicach.
Grzegorz Gajda, redaktor naczelny „DZ” zapytał uczestników, na czym polega słabość europejskiego systemu energetycznego w obliczu wojny i kryzysu.
- Nie mamy dzisiaj systemu energetycznego w Europie, po prostu nie mamy! Został zdemontowany przez wizje pakietu klimatycznego – odparł poseł do Parlamentu Europejskiego Grzegorz Tobiszowski przypominając, że jeszcze niedawno czekał na wdrożenie cały zbiór klimatycznych aktów prawnych Fransa Timmermansa. – Budowano wizję UE, która musi troszczyć się o klimat, gdy odpowiada tylko za kilka procent światowych emisji CO2. Najpierw pandemia zerwała łańcuchy dostaw, pojawił się deficyt gazu i system pod egidą Niemiec zaczął pękać. Nawet Francja (z dominującym udziałem energii atomowej – przyp. red.) nie zdołała temu przeciwdziałać. Napaść Rosji na Ukrainę jeszcze bardziej dobiła system, nie stworzono odpowiednich ścieżek przejścia z energetyki konwencjonalnej do nowoczesnej-niskoemisyjnej – diagnozował Tobiszowski.
Ocenił, że Polska prawidłowo postuluje szeroki model miksu energetycznego, w którym korzysta się zarówno z konwencjonalnej postawy, jak i z biomasy, gazu łupkowego, energetyki z wiatru i słońca oraz atomowej. Polska powinna też stać się liderem w wyścigu o energetykę wodorową, zainwestować w czyste technologie węglowe.
- Konwencjonalna energetyka została unicestwiona w EU, ale to nam przyznano dziś rację. Niemcy, Austria, Holandia, Włochy wracają do źródeł konwencjonalnych, bo inaczej nie będzie prądu – poseł dodał, że nie powinniśmy korzystać z pomysłów rewersu dostaw gazu kupowanego w Niemczech, ale podążać własną drogą. - Energetyka nie jest ani tęczowa ani zielona czy czarna. Jest pragmatyczna i racjonalna, bo działają tam prawa fizyki i matematyki – powiedział.
Tomasz Rogala, prezes Polskiej Grupy Górniczej S.A. przedstawił kondycję europejskiego i polskiego systemu energetycznego przy pomocy liczb: uśredniona cena węgla z krajowych kopalń dla energetyki zawodowej w Polsce wynosi w tym roku ok. 350 zł/t, a dla ciepłownictwa 490 zł/t, gdy w portach 1500-1600 zł netto/t.
- Ceny te obrazują, co zyskaliśmy dzięki temu, że nie byliśmy tak agresywni i ambitni w odchodzeniu od węgla! Gdybyśmy niezbędny wolumen węgla musieli kupić w imporcie, to kosztowałoby nas to o 43 mld zł więcej. Tyle musielibyśmy według obliczeń wydać z kieszeni podatników czy konsumentów kupujących energię. To skutek naszego powolnego i ostrożnego podchodzenia do ambitnej polityki klimatycznej – powiedział szef PGG S.A.
W zakresie uwarunkowań rynkowych w Europe ceny energii w kontraktach terminowych na 2023 r. wynoszą obecnie w Austrii (81 proc. udziału OZE w miksie) 2009 zł/MWh, w Niemczech (45 proc. OZE) 1873 zł/MWh a w Polsce (17 proc. OZE) 906 zł/MWh.
- To liczbowe zaprzeczenie dogmatycznej tezy, że im więcej OZE, tym energia będzie tańsza – podkreślił prezes PGG S.A. i dodał, że mechanizmy, które skonstruowano w UE powodują, że podatnicy państw, które wydały najwięcej na transformację, nie mogą z niej skorzystać.
- Po prostu przedsiębiorstwa energetyczne w obszarze OZE odkładają wysoką marżę, stąd nagła inicjatywa Komisji Europejskiej, że trzeba by się tymi zyskami teraz zająć. Pozostawię to bez komentarza, bo nie uda się tego wykonać w skali europejskiej – ocenił Tomasz Rogala.
Przypomniał, że w 2018 r. podczas przygotowań do COP24 w Polsce zastanawiano się, jak transformacja wpłynie na wskaźnik ubóstwa energetycznego, które wtedy prognozowano dla Europy środkowo-wschodniej na 7-8 proc.
- Paradoks tkwi w tym, że dziś może 8 proc. obywateli całej Unii stać w ogóle na energię. Jest ona wszędzie dotowana, rządy sięgają po wszelkie instrumenty, aby wskaźnik ubóstwa nie wzrósł do dużej liczby dwucyfrowej – opisał Tomasz Rogala, dodając, że ma bardzo gorzką satysfakcję, iż sprawdziły się jego przestrogi, które upublicznił kilka lat temu w Brukseli, gdy występując jako prezydent Euracoal przekonywał, że dostawy węglowodorów na poziomie ponad 40 proc. z jednego kierunku rosyjskiego osiągnęły bardzo niebezpieczny pułap.
- Wtedy kwitowano te słowa uśmieszkami, że nie rozumiemy świata, który szybko się zmienia. Dogmat nie podlegał dyskusji. Ale chyba dobrze, że nie zrozumieliśmy, bo inaczej mielibyśmy teraz dużo większe wydatki dla zapewnienia Polakom energii – powiedział Tomasza Rogala.
Podkreślił, że zapewnienie mieszkańcom energii leży w sferze dyskrecjonalnej władz państwowych i każde z państw samodzielnie rozwiązuje dziś problemy energetyczne.
- Pojawia się zatem pytanie, że skoro w traktatach UE zapisano prawo państw do swobodnego kształtowania własnego miksu i skoro widzimy dziś, że potwierdzana jest odpowiedzialność państw za zabezpieczenie obywateli w energię, to czy w ogóle powinny istnieć takie systemy regulacyjne, jak ETS, które ingerują w ustalony porządek? – zapytał retorycznie szef PGG S.A.
Na pytanie, czy odejście od węgla jest wciąż aktualne, Tomasz Rogala odparł:
- Musimy zamieniać jedne źródła na drugie. Ambitną politykę powinniśmy zastąpić polityką zrównoważoną. Dopiero gdy będzie dość nowych źródeł, które zabezpieczą nowy miks energetyczny, wówczas wolno rezygnować z tych, które są droższe czy mniej korzystne dla środowiska. Polityka jednak nie może być „ambitna” i polegać na tym, że siłowo rezygnujemy z własnych źródeł paliw i przechodzimy w układ importowy z państw, które nie są demokracjami! Będę złośliwy wytykając, że całkiem niedawno na liście kandydatów do zastąpienia Rosji w dostawach węglowodorów pojawiły się takie państwa, jak Iran. A przecież to irańskie drony spadają właśnie na Kijów i zabijają ludzi… Zamiana chyba nie do końca trafiona. Rzeczywistość, z którą trzeba się zmierzyć, jest taka, że jeśli ciągle postrzegamy nasz system energetyczny jako taki, który powinien łączyć świat demokratyczny, to niestety nie mamy wielkiego wyboru poza dostawami z Europy, Ameryki Północnej, Australii. Reszta globy to formy polityczne i ustrojowe, które trudno przewidzieć i oprzeć na nich nasze bezpieczeństwo – mówił Tomasz Rogala.
Dodał, że polityka zrównoważona oznacza też więcej swobody w kształtowaniu miksów przez poszczególne państwa w okresie dojścia do celu zeroemisyjności w 2050 r. Wskutek narzuconym nam nietrafnie przez Brukselę rozwiązań dekarbonizacyjnych Polska zlikwidowała niedawno w ciągu jednego roku 5 mln t własnej produkcji węgla kamiennego po 400 zł/t, a teraz musi kupować go za ponad 1500 zł/t w imporcie.
- Mechanizm rynkowy nie zabezpiecza obywatelom dostępu do taniej energii. Nie mówi się już tyle o „zielonej” energii, bo wszyscy nagle poszukują „czarnej”, najtańszej z krajowych zasobów, to znaczy z węgla kamiennego, ale również brunatnego, którego złoża są właśnie maksymalnie eksploatowane w Niemczech, zużywających wielokrotnie więcej węgla brunatnego niż inni. Tak w praktyce wygląda wykonanie ambitnej polityki klimatycznej w Unii Europejskiej – powiedział prezes PGG S.A.
Artur Warzocha, wiceprezes ds. korporacyjnych Tauron PE przypomniał, że kryzys – kluczowe dziś pojęcie do opisu rzeczywistości w energetyce – miewa cykliczną naturę, powraca koniunkturalnie lub w wyniku nagłych zdarzeń, jak agresja militarna Rosji, ale też przemija, skłaniając do poszukiwania uniwersalnych nauk, które moglibyśmy zastosować na przyszłość. Zadeklarował, że Tauron podtrzymuje generalnie strategię „zielonego zwrotu” z 2018 r. i planuje posiadać w 2030 r. około 3,7 GW mocy z OZE. Odpowiedzialnością za znaczny wzrost cen na rynku obciążył nie tylko pandemię i wojnę, ale też machinacje finansowe funduszy hedgingowych, które dopuszczono do systemu ETS. Zapewnił, że Tauron robi wszystko, aby uchronić odbiorców przed wzrostem cen energii. Dlatego m.in. traktuje źródła OZE jako uzupełnienie podstawy konwencjonalnej (w której działa, wbrew trudnościom „wieku dziecięcego” nowoczesny blok 910 MW).
- Nie jesteśmy przywiązani do dogmatu o taniej energii z OZE, bo fakty mówią same za siebie i nie ma sensu polemizować z nimi – powiedział Artur Warzocha. Tauron zdecydował o wykorzystaniu nowych technologii SMR w projekcie atomowym małych mocy, natomiast w skali ogólnopolskiej potrzebna będzie budowa dużych bloków jądrowych, które ustabilizują dostawy energii w Polsce. Dzięki podłączeniu się spółki do projektów Baltic Pipe oraz terminala LNG w Świnoujściu spółki nie dotknie szantaż rosyjski w dostawach gazu ziemnego.
- Zgadzam się, że nie możemy dokonywać zwrotu ku zielonej energii gwałtowanie, bo możemy ponieść niewyobrażalne straty. Musimy zaprojektować transformację według własnego scenariusza, nie odwzorowując w prosty sposób rozwiązań innych krajów – podsumował wiceprezes Tauron PE.
Janusz Michałek, prezes Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej wyraził nadzieję, że kryzys uda się Polakom przejść lepiej niż gdzie indziej. Relacjonując strategię inwestorów w KSSE przyznał, że nie myśli się dziś o barwach energii, leczy tylko o tym, aby była stabilnie dostępna i tania.
- U niektórych naszych inwestorów cena energii elektrycznej w kosztach produkcji dochodzi obecnie już do kilkudziesięciu procent, gdy kiedyś stanowiła zwykle nie więcej niż kilkanaście procent. Wielu inwestorów zaczyna wciskać pedał hamulca, ale pierwsza kryzysowa zima pokaże, czy potrafimy przetrwać – mówił Janusz Michałek. Dodał, że przed regionem śląskim stoi wielka transformacja gospodarcza, a z perspektywy KSSE potrzebnych będzie wkrótce kilkaset megawatów nowych mocy do zasilania przemysłu.
- Jednak ciągle nie wiemy, czy w tym celu powinniśmy budować nowe źródła, bo może za chwilę w rezultacie niespodziewanych decyzji UE zamkniętych może zostać ileś firm czy branż i okaże się, że wystarczy nam energia rozproszona lub jeszcze niezagospodarowana. Potrzebujemy na Śląsku wielkiej mądrości i pełnej synergii w działaniach strony społecznej, samorządowej, biznesu, nie tyle po to, aby zapobiec kryzysowi, co po to, aby przetrwać – prognozował szef KSSE.
Na zakończenie debaty zadano uczestnikom pytanie, jak pogodzić transformację i bezpieczeństwo?
Tomasz Rogala ocenił, że podstawową refleksją powinno być jednak rozluźnienie rygorów klimatycznych obowiązujących do 2050 r., bo „trudno wyobrazić sobie jeszcze intensywniejszą likwidację własnych źródeł, jeśli nie mamy ich czym zastąpić”. Nie wolno też zapominać, że KE niestety nie zwalnia tempa i cały czas pracuje nad nowymi regulacjami, aby objąć metan z kopalń podobnym systemem opłat, jak emisje w ETS.
- Jeśli mamy przekonanie, że trzeba włączyć do strategii więcej elementów zdroworozsądkowych, to regulacyjność unijna musi zostać zrewidowana – podkreślił, przypominając, że maksymalne ceny uprawnień ETS na poziomie 90 euro/t były wynikiem decyzji regulacyjnych, dopuszczających spekulacje na trzeciej części rynku ETS.
Prezes PGG S.A. zwrócił też uwagę, że w Polsce obowiązuje plan zamykania kopalń i generalny kierunek na odchodzenie od węgla, a spółki wydobywcze nie myślą o rozwoju, a jedynie o okresowym zwiększeniu wydobycia w związku z nadzwyczajnymi potrzebami po wybuchu wojny. Dużo więcej uwagi – podkreślał Tomasz Rogala - powinniśmy skupiać na programie energetyki jądrowej, żeby zdążyć do połowy wieku.
- Mamy tylko niecałe trzy dekady! A cykl budowy dużych jednostek wynosi dekadę. W tym czasie zaplanowaliśmy wyłączenie kilkunastu gigawatów mocy w systemie, a budowa jednego zajmie nam 10 lat. Tymczasem poza energetyką prosumencką i wiatrową w offshore nie budujemy nic. Mówimy o dekarbonizacji w ciągu 30-40 lat, o przebudowie całego miksu, ale nie potrafimy nawet pokryć z nowych źródeł OZE naturalnego wzrostu zapotrzebowania na energię. Chciałbym zatem uczulić, że zaczynamy zamykać się w dość abstrakcyjnych figurach. Założenia, że uda nam się wymienić za kilka dekad całość źródeł są coraz wyraźniej nieprzystające do rzeczywistości – apelował Tomasz Rogala.
Artur Warzocha posłużył się metaforą z baśni Andersena o nowych szatach cesarza.
- Popełniono mnóstwo błędów. Od chwili gdy pojawiły się pierwsze sygnały, że UE jest zbyt uzależniona od gazu, pojawiły się głosy, że „król jest nagi”. Zauważano, analizując poczynania Rosji i Chin, a następnie porównując je z tym, co w Unii nazwano już otwarcie „zielonym szaleństwem”, że mamy do czynienia z sytuacją przed wybuchem wojny, gdy jedna strona zbroi się, a druga rozbraja. Zaraz po tym, gdy w Niemczech zaczęto wyłączać bloki jądrowe, które miano zastępować energią z gazu ziemnego, zaczęło się kolosalne zamieszanie w dostawach gazu z Rosji, a za kilka miesięcy nastąpił wybuch wojny. Mówiono wtedy, że Europa chyba wreszcie oprzytomnieje, że pojawiła się szansa, okno możliwości regulacyjnych, że można będzie wynegocjować lepsze warunki dla węgla. Minęło odtąd pół roku i czy widzimy jakieś zmiany ze strony decydentów w UE? Czy pojawią się jeszcze działania, które przetną cały proces spekulacyjny na rynku energii? Niestety Europa pozostaje głucha na głosy takie, jakie płyną z Polski. O tym, że jak najbardziej warto stwarzać czyste źródła tam, gdzie to możliwe, ale jako uzupełnienie stabilnej podstawy. Okazuje się, że historia może również zakończyć się, jak w baśni Andresena: król wytrwał do końca swego pochodu przez miasto, krocząc bez szat i robiąc dobrą minę do złej gry… - mówił Artur Warzocha.
Janusz Michałek ocenił dosadnie, że „dawno już przegraliśmy wojnę ekonomiczną o bezpieczeństwo energetyczne”. Nie jesteśmy dziś już w stanie konkurować technologicznie z Azją.
- Kiedyś wygrywaliśmy tę technologiczną konkurencję z Koreą Południową czy Chinami, ale dziś ich rynek wewnętrzny jest na tyle ogromny, że kiedy u nas w Europie Polska jako największy producent autobusów elektrycznych wytwarza 2 tys. pojazdów, to w Chinach setki tysięcy. Gdy u nas w Europie produkcja węgla wynosi kilkadziesiąt milionów ton rocznie, w Azji – dwa razy więcej w ciągu jednego miesiąca… Pocieszające są być może wnioski z pandemii covid, która dotknęła wszystkich i pokazała, że wyszliśmy z niej lepiej niż pozostali, zwycięsko, choć trochę obitymi – mówił Janusz Michałek.
Udostępnij tę stronę